top of page
  • Zdjęcie autoraPiotr Piotrowski

Piramidy i Sfinks

Egipt. Niesamowite zabytki, bajkowe rafy, kolorowe rybki, nurkowanie, all inclusive w wypasionym hotelu, smaczna, arabska kuchnia. Wisienką na egipskim torcie są słynne piramidy w Gizie.

Choć zwiedziłem już trochę krajów, Egipt zawsze będę wspominać z sentymentem, bo był moją pierwszą egzotyczną destynacją, kilkanaście lat temu. Potem byłem w nim jeszcze trzy razy i wiem, że jeszcze tam wrócę.

Ostatni z Cudów Świata

Niewiele jest miejsc na świecie, gdzie turyści tak ochoczo robią sobie zdjęcia z grobowcami. Piramidy w Egipcie biją na głowę w popularności nawet te w prekolumbijskiej Ameryce Środkowej czy Wesoły Cmentarz w Rumunii (Sapanta). Szczególnie Wielka Piramida Cheopsa, która jako jedyny z Siedmiu Cudów Świata przetrwała do dziś wszystkie wojny, trzęsienia ziemi, pożary i inne kataklizmy. My wybraliśmy się do trzech słynnych piramid w Gizie z kurortu w Hurghadzie, w ramach tradycyjnej wycieczki z biura podróży. Jazda autobusem zajęła blisko 9 godzin, w wojskowym konwoju, z kontrolą pirotechniczną po przyjeździe na miejsce.

Metropolia kontrastów

Zanim do nich dotarliśmy, zaliczyliśmy "maraton" po Kairze, począwszy od zwiedzania Muzeum Egipskiego po manufakturę papirusów czy wytwórnię perfum. To wszystko w ciągu jednego dnia, w ogromnych korkach, upale i tłumach turystów z całego świata. Ale jeśli jedzie się na byczenie do pięciogwiazdkowego hotelu, w opcji all inclusive i to na siedem dni, to jeden dzień musi wystarczyć, aby poznać Świat Faraonów i ponad 20 – milionowej metropolii.

To, co mnie przeraziło w Kairze, to ogromny kontrast – z jednej strony niedokończone budynki z wystającymi prętami zbrojeniowymi i żarówkami wiszącymi na kablach, z drugiej - luksusowe wieżowce i zabytki zarówno te starożytne, jak i arabskie czy koptyjskie. Piękna zieleń i Nil a obok brud i śmieci. Z jednej strony piękne osiedla bogaczy, z drugiej tzw. dzielnica śmieciarzy, biednych ludzi żyjących z recyklingu tego, co znajdą w śmietnikach i na ulicy. Ale taka jest Afryka, taki jest Kair – jedno z jej największych miast. Zanim zobaczyliśmy piramidy Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa, obejrzeliśmy w Muzeum Egipskim, co skrywały one przez wiele wieków: mumie faraonów, kapłanów, posągi bogów i bogiń egipskich.

Mumie i posągi

Aby zwiedzić Muzeum Egipskie, jechaliśmy blisko godzinę przez zatłoczone miasto. Tutaj nie obowiązują tak restrykcyjne zasady ruchu drogowego, jak u nas. Obok autobusów i aut, mijaliśmy mieszkańców jadących końmi, wielbłądami, kucami, osiołkami. Hałas klaksonów, wymuszanie pierwszeństwa. Przesuwanie się żółwim tempem w korkach. Kierowca naszego autobusu nerwowo coś mówi po arabsku, wymachuje rękoma. Nerwówka nie kończy się nawet, gdy dojeżdżamy do muzeum. Tam, na placu Al - Tahrir widzimy ogromne kolejki turystów czekających na wejście do środka.

Znowu czekanie. Ucieka nam kolejne pół godziny stania pod budynkiem. Nasz przewodnik Ahmed oświadczył nam, że nie można robić zdjęć w muzeum, więc zrobiliśmy sobie "selfiaka" przed wejściem, z posągiem jednego z egipskich faraonów. W końcu wchodzimy do muzeum. Warto było czekać, bo to największe muzeum sztuki na świecie.

To tu czeka na nas ponad 160 tys. eksponatów, m.in. z wyposażenia grobowca Tutanchamona, królewskie mumie, posągi faraonów, ich żon i bogów egipskich. Oczywiście, to wszystko ułożone w porządku chronologicznym. Przyznam, że samo muzeum (wybudowane w 1902 roku), wystrój i gabloty mają już lata świetności za sobą, tak jak ubikacje, z których skorzystałem po wyjściu ze środka.

Dlatego cieszę się, że już w przyszłym roku ma zostać otwarte, nowe Wielkie Muzeum Egipskie, na obrzeżach miasta. Budowane jest od 8 lat. Miało zostać otwarte już w tym, ale plany storpedował koronawirus. Jak podaje ministerstwo, ma zajmować 50 hektarów powierzchni. Wewnątrz będzie znajdować się tysiące eksponatów, w tym - 22 mumie znanych faraonów przeniesione z Muzeum Egipskiego na Placu Tahrir.

Po powrocie świata do normalności, po pandemii będzie to punkt nr 1 do zwiedzania w Egipcie! Ze starego muzeum udaliśmy się przez plac Tahrir do Gizy, gdzie był moment odpoczynku na zjedzenie pysznego posiłku w jednej z przydrożnych restauracji o oryginalnej nazwie Sfinks:). Z pełnymi brzuszkami udaliśmy się dalej, pod same piramidy i Sfinksa.


Maraton przy piramidach

Pojawia się pytanie: po jaką cholerę tak wielkie grobowce faraonom? A no po to, aby do ich mumii i skarbów, które złożono w piramidach obok nich, nikt się tak łatwo nie mógł dobrać. Stąd sieć labiryntów, korytarzy, pułapek. Trud budowniczych poszedł jednak na marne, bo w późniejszych stuleciach większość z piramid i tak została rozgrabiona.

Na szczęście – nie wszystkie, dzięki czemu dziś możemy podziwiać skarby Ramzesów i Tutanchamonów. Gdy podjechaliśmy autobusami pod 147-metrową piramidę Cheopsa, od razu naszły mnie wątpliwości, czy ponad cztery i pół tysiąca lat temu ówczesna technologia pozwalała robotnikom wybudować tak imponujący obiekt? Nawet jeśli budowano go wiele lat i rękoma kilkunastu tysięcy robotników?

Piramida Chefrena jest tylko 9 metrów niższa, najmniejsza - Mykerinosa o zaledwie 62 metrach - ginie w ich majestatyczności. Niektórzy badacze twierdzą, że największa z piramid mogła powstać za czasów cywilizacji mitycznej Atlantydy, a dopiero dwie kolejne – Chefrena i Mykerinosa wybudowali Egipcjanie posługując się jej wzorem.

Tak czy siak, pochowani w nich faraonowie wierzyli, że dzięki tak dużym budowlom będą wracać do świata żywych i czerpać z niego energię. Dla nich były miejscami wniebowstąpienia. Warto wejść do środka piramid, poczuć klimat labiryntów. Przeżycie niesamowite i przyjemne, bo na chwilę możemy się schować się w cieniu i chłodzie.

Po wyjściu z piramidy Cheopsa, za niewielki bakszysz zdjęcie z budowlą zrobił mi żołnierz z kałachem, który wraz kolegą spacerował pilnując porządku. Można też było trzasnąć sobie wersję – de lux – z piramidą i na wielbłądzie. Spod największej piramid autobus zabrał nas pod tą nieco mniejszą – Chefrena a następnie na punkt widokowy – gdzie mogliśmy sobie zrobić fotkę z wszystkimi trzema budowlami.


Sfinks na deser

Ostatnim akordem wizyty w Gizie był słynny Sfinks, posąg lwa z ludzką głową. Aby go dotknąć, podziwiać z bliska i zrobić dobre zdjęcie, trzeba przejść wąskim korytarzem, dość zatłoczonym. Po krótkiej chwili na selfie, trzeba było zwolnić miejsce kolejnym turystom. Posąg wykonano 2,5 tysiąca p.n.e., z inicjatywy Chefrena, z tej samej, wapiennej skały, która ostała się po wykuciu bloków, służących do budowy piramidy dla tego faraona.

Niektórzy jednak twierdzą, że jest jeszcze starszy, ma nawet 10 tys. lat. Tak czy siak, erozja i ćwiczenia artyleryjskie na terenie Gizy nadszarpnęły wizerunek Sfinksa, co widać po jego twarzy. Do dziś wiele osób się kłóci, czy to człowiek - faraon czy jednak lew przerobiony na egipską modłę? Natura robi swoje. Dziś wielu badaczy martwi się, czy czasem nadszarpnięta przez ząb czasu i człowieka głowa nie ulegnie dalszym uszkodzeniom a nawet - zawaleniu. Jak się okazuje, to nie jedyny Sfinks w Egipcie.

Dwa lata temu , podczas prac robotników przy modernizacji jednej z dróg w Luksorze został przypadkowo odkryty drugi Sfinks, który może mieć nawet 4-5 tysięcy lat! Ale to już melodia przyszłości, tak jak powstające Wielkie Muzeum Egipskie. Dodam, że po maratonie w Gizie pojechaliśmy jeszcze do wytwórni papirusu oraz manufaktury perfum. O ile pierwszy punkt był ciekawy (dowiedziałem się, jak powstaje słynny papirus i jak odróżnić bambusową podróbkę od oryginału), o tyle – drugi – kosztem czasu wizyty przy piramidach – zbędny, nastawiony głównie na sprzedaż egipskich pachnideł. Do Hurghady wróciliśmy nocą, po dziewięciogodzinnej podróży.

W Kairu warto zwiedzić Cytadelę Saladyna i koptyjską część miasta.




1214 wyświetleń1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Spodobało się? Zapisz się na moją listę mailingową:

bottom of page