top of page
  • Zdjęcie autoraPiotr Piotrowski

Kos. Wakacje na wyspie Hipokratesa

Wyspa Kos. Malutka, grecka wysepka na Morzu Egejskm, licząca ok. 26 tysięcy mieszkańców, tyle, co mój rodzinny Żagań. Tydzień wakacji wystarczy, aby odpocząć od pracy na łonie jej pięknych, piaszczystych plaż, poznać grecki styl życia (Siga Siga) jak i zwiedzić wyspę od A do Z.

Kulturowy miks

Kos, tak jak wiele greckich wysp było pod wpływem różnych kultur i religii. Rządził nią m.in. grecki lud Dorów, Rzymianie, Bizancjum, Krzyżowcy, Turcy i Włosi. Każda z tych nacji zostawiła po sobie w spadku wspaniałe budowle, więc na Kosie znajdziemy istny, architektoniczno - religijny miks. Tutaj krzyże zakonu Joannitów przeplatają się z islamskimi półksiężycami na meczetach i ruinami antycznych zabudowań z czasów rzymskiego panowania. Ale przede wszystko to wyspa ojca medycyny, Hipokratesa, który blisko dwa i pół tysiąca lat temu założył tutaj pierwszy na świecie szpital.

Są takie miejsca, jak restauracja Platanos w stolicy Kos gdzie obiad zjemy w otoczeniu 2-tysięcznego platana Hipokratesa, mając przed sobą chrześcijański zamek, islamski meczet, włoski budynek sądu a spoglądając w dół - starożytną agorę. Do tego dawny klub oficerski z czasów panowania faszystowskich Włoch. Taka jest stolica wyspy Kos. Międzynarodowa, trochę mniej grecka niż prowincja wyspy. I ciągle kochana przez turystów, mimo ciężkich czasów.

Wysepka wyszła z kryzysu po fali uchodźców w 2015 roku, by dwa lata później ucierpieć w trzęsieniu ziemi a rok temu mocno odczuć spadek turystów przez pandemię. I mimo, że trzęsienie ziemi nie było tak silne, jak poprzednie, media wyolbrzymiając jego skalę "wstrząsnęły" turystami na tyle, że wiele ośrodków noclegowych i restauracji splajtowało. Na szczęście, dziś Kos się odradza.


All inclusive w czasach zarazy

To tak gwoli wstępu. Wakacje 2021 na Kos były naszymi pierwszymi zagranicznymi w czasie pandemii. Mimo zaszczepienia przeciwko Covid-19 nie uniknęliśmy testów na greckim lotnisku i stresu. Na szczęście, ich wynik był negatywny. Jak się okazało, paszport covidowy nie czynił nas uprzywilejowanymi turystami, w stosunku do tych, którzy legitymowali się jedynie negatywnym testem. Na tym jednak stres się skończył. Po transferze do hotelu Lambi Resort, mogliśmy zacząć rajskie wakacje w Grecji.

Wybraliśmy ten hotel, nie tylko dlatego, że jest doskonałą bazą wypadową do zwiedzania pobliskiej stolicy i okolic, ale przede wszystkim można w nim (w czasach COVID-u -19) korzystać z tradycyjnej formuły all inclusive – w restauracji obowiązuje samoobsługa, oczywiście w reżimie sanitarnym. Dodam, że w większości innych greckich hoteli goście wskazują kelnerom, co mają im nałożyć i w jakiej ilości. A to już nie to samo. Sam hotel był położony w trochę rolniczej części wyspy, mimo bliskiej odległości do stolicy. Do położonego od Lambi Kos codziennie jeździliśmy autobusem, z przyhotelowego przystanku. Cena biletu to 1,20 euro. Zdecydowanie tańsza, niż wycieczka taksówką (7 euro). Oczywiście, w środkach transportu jak i sklepach czy muzeach, obowiązywało nas noszenie maseczek. Czasami autobus nie przyjechał na czas, jak to w Grecji, więc rozwiązaniem był spacer. Z Lambi do stolicy wyspy to raptem 2,5 km , więc nawet w 35-stopniowym upale można było przeżyć :)


Dlaczego polecam Wam Kos a nie inne greckie wyspy?

🧿Ma jedne z najpiękniejszych plaż w całej Grecji. Piaszczyste, szerokie, długie, z racji wielkości wyspy – do każdej jest blisko. Co najmniej siedem z nich ma miano Błękitnej Flagi. Lazurowy kolor Morza Egejskiego cudownie kontrastuje z białymi piaskami plaż Marmari Beach czy Tigaki Beach. To wszystko w otoczeniu pięknej przyrody, licznych platanów, figowców, kwitnących i pachnących bugenwilli, hibiskusów, oleandrów czy aloesu.

🧿To raj dla rowerzystów. Liczne ścieżki rowerowe i wypożyczalnie rowerów, do tego wspaniałe trasy. Sama wyspa jest tak mała i kompaktowa (290 mkw.), że można ją objechać w kilkanaście godzin. Wystarczy dobra kondycja, krem z filtrami, odpowiednie nakrycie na głowę i można ruszać w trasę. Praktycznie przed każdą tawerną czy sklepem są stojaki na rowery.

🧿To raj dla amatorów zabytków, bez pokonywania setek kilometrów. Wszystkie najważniejsze atrakcje historyczne znajdują się w jednym miejscu – stolicy Kos. Obok zamku Krzyżowców stoją zabytki z czasów tureckiego i włoskiego panowania. Największą gratką są pozostałości antycznych miast, odsłonięte w wyniku trzęsień ziemi i zabezpieczone przez archeologów. Niektóre, jak Casa Romana czyli dom rzymski zostały zrekonstruowane, dzięki czemu możemy się przenieść w czasy Republiki Rzymskiej sprzed ponad 2,2 tysięcy lat.

🧿Będąc na Kos, możecie zwiedzić dwa kraje za jednym pobytem, przemieszczając się w około pół godziny promem z kontynentu na kontynent. Z Europy do Azji. Z Grecji do Turcji. Z Kos do Bodrum. Będąc w Turcji, mamy okazję poznać zupełnie inną kulturę, posmakować orientalnych potraw, zjeść najlepszego kebaba na świecie, posłuchać tureckiej muzyki. I zwiedzić piękne Bodrum, nazywane "Saint Tropez Wschodu". I to wszystko zaledwie 14 km od Grecji.

🧿Kto ma już dość plażowania, zwiedzania i nocnego życia w stolicy wyspy, może eksplorować inne, okoliczne wysepki w archipelagu Dodekanez. Każda jest inna. Wulkaniczna Nisyros, słynąca z połowu gąbek Kalymnos czy iście dziewicza, niezamieszkała Plati. Można tam płynąć zarówno w ramach zorganizowanej przez miejscowe biura wycieczki fakultatywnej jak na własną rękę, wynajmując łódź. Można tam "uprawiać" Siga Siga w nieskończoność :).

Zamek Krzyżowców

Nasze codzienne wędrówki po stolicy Kos zaczynaliśmy przy fontannie z delfinami, przy której jest postój taksówek i przystanek autobusowy. Po jej lewej stronie mamy port i deptak, po prawej – ciąg restauracji i kawiarni. Popołudniami staje się głośno, kolorowo i tłumnie, dlatego szybko stąd uciekaliśmy.

Idąc promenadą, docieramy do murów zamku Neraztia, który w XIV w. postawił zakon krzyżowców. Dziś z chrześcijańskiej twierdzy, jednej z czterech, jakie Joannici wybudowali na wyspie (pozostałe są w Antimachia, Paleo Pili i Stefanos) zostały tylko okazałe mury.

Do zamku prowadzi most przerzucony nad słynną aleją palmową. Za cztery euro możemy pospacerować po wnętrzu, które dziś przypomina raczej zarośnięty ogród. Wśród zieleni porozrzucane są fragmenty antycznych kolumn i innych hellenistycznych ołtarzy. Joannici skapitulowali w obliczu inwazji tureckiej w 1522 roku. Turcy z twierdzy zrobili koszary wojskowe. Zabudowania wewnątrz zniszczyło trzęsienie ziemi w 1933 r.

Po Krzyżowcach zostały herby ich Wielkiego Mistrza, widoczne na zewnętrznych ścianach murów. Wejście na zamek polecam przede wszystkim dla wspaniałych widoków. Z jednej strony panorama miasta, z drugiej wysepki Pserimos i Kalymnos, z trzeciej – turecki półwysep Bodrum, naszpikowany licznymi kurortami i hotelami. W ścisłym sezonie zamek jest czynny w godz. 8.00 – 20.00, poza poniedziałkiem.


Pod platanem

Z zamku kierujemy się do Platana Hipokratesa - największej wizytówki Kos. Według legendy, drzewo zostało posadzone przez "ojca medycyny". Tak naprawdę, botanicy oceniają wiek drzewa na 2 tysiące lat a Hipokrates żył około 400 lat wcześniej. Obwód drzewa ma kilkanaście metrów a korona – blisko 20. Wedle legend, to w jego cieniu miał nauczać Hipokrates. Aby ulżyć nadszarpniętego zębem czasu pniu, drzewo zostało podparte metalowym rusztowaniem, przez co nie robi takiego wrażenia, jak choćby inne platany, rosnące przy zamkowych murach.

Przy platanie, na Placu Lotzia mamy też dwa inne zabytki, warte uwagi. Nietypowy dla islamskich budowli meczet Gazi Hassan Pasza z XVIII w. wraz z wysokim minaretem obecnie jest w remoncie, więc nie zobaczymy tej pięknej budowli w okazałości. Otwarte arkady przypominają bardziej wenecką loggię niż islamskie miejsce kultu. Parter zajmują sklepy, reszta pomieszczeń nie jest używana, odkąd w 1912 roku Turcy opuścili wyspę. Wnętrza są zamknięte na cztery spusty, więc nici ze zwiedzania.

Vis a vis meczetu stoi budynek z czasów włoskiego faszyzmu nazywany Pałacem Sprawiedliwości, w którym obecnie jest siedziba sądu oraz policji. Co ciekawe, sale w których odbywają się rozprawy sądowe, są otwarte i nawet turyści mogą przyjrzeć się procesom, popijając kawę (w sądzie jest kawiarnia) i korzystając z krzesełek ze stolikami, jakie są dostępne na korytarzu. Na budynku pałacu widnieje tablica pamięci zamordowanych przez faszystów w 1944 r. bojowników o wolność Kos a także napis; "Wszyscy jesteśmy sługami prawa".

Z placu Lotzia kierujemy się na chwilę do pierwszego na wyspie hotelu, wybudowanego w 1929 roku przez Włochów Albergo Gelsomino.

Charakterystyczna architektura nawiązuje do czasów wypraw krzyżowych i działalności zakonu Joannitów, w którym było sporo rycerzy z Italii. Dziś to luksusowy hotel dla bogatych turystów, którzy lubią miejskie życie. W pełnym sezonie, nocleg w 30-metrowym apartamencie z widokiem na morze można upolować na booking.com za 1,2 tys. zł. Więcej informacji na stronie hotelu: https://www.gelsominohotel.com/

Za Albergo mijamy kolejne miejskie hotele. Idziemy piękną promenadą z licznymi kawiarniami, restauracjami i pensjonatami aż do kolejnego portu dla 250 jachtów. Plaże są tutaj wąskie, kamieniste, mało urodziwe. Choć jedna z nich przyciągnęła moją uwagę, bo nosi moje imię :). Za portem zaczyna się kolejny kurort – Psalidi, pełny hoteli i dużo lepszych plaż.

My zawracamy i przechodzimy na drugą stronę, kierując się w stronę ulicy Vasileos Georgiou i kościoła Evangelismos. Przez pachnący jaśminem park wracamy do alei palmowej i mostu prowadzącego do zamku a następnie przechodzimy przez plac Lotzia do starożytnej Agory.

Mijamy niewielki kościół z początku XV w., kolejny relikt po zakonie Joannitów, poświęcony Św. Janowi Chrzcicielowi, patronowi tych Rycerzy. Wcześniej stał w miejscu sanktuarium Afrodyty, które odkryto po trzęsieniu ziemi w 1933 roku. Wtedy też podjęto decyzję o przeniesieniu kościółka na północno - wschodnie obrzeża agory.

Przechodząc obok świątyni, natrafiłem na smacznie wylegującego się w cieniu kociaka, których, jak się później okazało na Kosie jest chyba więcej niż na dużo większej Krecie!

Po drugiej stronie drogi do agory stoi kościół prawosławny św. Jerzego Arrenagogeiou, którego trzęsienia ziemi oszczędziły.

Tuż przed wejściem na teren agory mijam kilka kuwet i misek z wodą dla kotów, które dostojnie sobie chodzą po porozrzucanych kawałkach antycznych kolumn i ścian budowli. Ruiny starożytnej agory odkryto po wspomnianym trzęsieniu ziemi, w 1933 roku. Agora, czyli rynek miasta, którego budowa sięga 366 r. p.n.e. była niegdyś centrum życia i handlu w stolicy Kos.

Do dziś zachowały się szczątki placu targowego, fortyfikacji miejskich, sanktuarium Afrodyty i Herkulesa, prywatnych domów ale także części starożytnego miasta portowego. Jak wyglądała agora, możemy zobaczyć na planszach, umieszczonych przy stanowiskach archeologicznych.

Po wyjściu z agory kierujemy się bramą w prawo, w stronę Placu Wolności. Tam warto zwiedzić małe Muzeum Archeologii, zrobić zakupy w hali targowej oraz przyjrzeć się kolejnej tureckiej świątyni - meczetowi Podskorbiego (Defterdar).

W Muzeum zgromadzono cenne zabytki z czasów hellenistycznych i rzymskich, choćby mozaikę z III w. n.e., w której Hipokrates wita przybyłego na wyspę boga sztuki lekarskiej Asklepiosa czy marmurowy posąg ojca medycyny z IV w. p.n.e. Jest też bogini zdrowia, Hygieja - córka Asklepiosa z wężem i jajkiem w dłoni.

Z kolei w sąsiadującym z muzeum meczecie znajduje się mauzoleum Hadżiego Paszy, słynnego dowódcy wojsk tureckich z początków XVIII w. Sam meczet jest wciąż czynną świątynią (na Kos wciąż mieszka ok. 2 tysięcy wyznawców islamu).

Po odwiedzinach w muzeum warto odpocząć w cieniu parasoli przy czwartym, sztandarowym budynku Placu Wolności – Casa del Fascio, czyli Dom Faszyzmu. To kolejne dzieło okupantów z Włoch. W latach 30. i 40. XIX w. mieściło się tutaj kino i teatr. Dziś mieści się w nim spółdzielnia zrzeszająca mieszkanki Kos – głównie samotne matki, wdowy i kobiety powyżej 50 roku życia, będący w trudnej sytuacji materialnej, które prowadzą kawiarnię Aigli.

Polecam pyszną, cytrynową lemoniadę z dodatkiem cynamonu lub z mlekiem z migdałów (tzw. soumada) czy kawę frappe. Souveniry najlepiej kupić w hali targowej (vis a vis muzeum), choć trzeba uważać na towary, który nie pochodzą od greckich producentów, jak np. przyprawy.

Polecam oliwę i kosmetyki z oliwek, grecką wódkę ouzo (to taka turecka raki z dodatkiem anyżu), likiery cynamonowe i migdałowe (doskonałe jako naturalne słodziki do wody mineralnej czy herbaty), naturalne gąbki, do dziś poławiane w pobliżu wyspy Kalymnos czy całą masę figurek antycznych i mitycznych postaci, począwszy od dzielnych spartan typu Leonidas po posągi Afrodyty, Hipokratesa czy rycerzy z zakonu Joannitów. No i oczywiście, cała masa słodyczy, od miodowych sezamków (melekouni) i galaretek obsypanych pudrem (loukoumia) i po chałwę i nugaty.

Hala jest czynna od 7.00 do 22.30 a często – nawet dłużej. Choć to jedno wielkie targowisko, to są tylko dwie kasy – przy wyjściu od strony Placu Wolności. Jeśli ktoś nie ma dość greckiego "shoppingu", polecam iść dalej, na zachód od hali w kierunku ulicy Odos Ifestou. Tu mamy dziesiątki sklepów i butików, oferujących oryginalne, greckie dzianiny, rzemiosło a także plastikowe pamiątko - pierdółki z napisem "Kos" czy "Hipokrates", które po powrocie postawimy sobie na półce i będziemy co jakiś czas wycierać z kurzu.

Spacer między handlowymi uliczkami polecam wieczorem. Są one pięknie rozjaśnione a spacer po białych, kamiennych dróżkach dodaje magii temu miejscu.

Najtaniej zakupy zrobicie w marketach sieci Konstantinos. My taki najbliżej mieliśmy w Lambi.

Wracamy do spaceru po centrum Kos:) W oczy rzuca się jeszcze jeden zabytek, tym razem z czasów nowożytnej Grecji - prawosławny kościół, bez wątpienia – najładniejszy na wyspie - Agia Paraskevi. Zbudowana w neo bizantyjskim stylu, w latach 30. XX w. świątynia jest konsekrowana na Św. Paraskevi, Greczynce zabitej w II w. przez Rzymian, za to, że była chrześcijanką.

Kos antyczne

W kolejnym dniu pobytu na Kos polecamy odwiedzić Zachodnie wykopaliska archeologiczne. Wędrówkę po pozostałościach antycznego miasta zaczynamy przechodząc bramą od ulicy Leof Grigoriou V na ogromny plac, pokryty starożytnymi ruinami.

To Gimnazjon – kompleks budynków z czasów hellenistycznych i rzymskich. Obejmuje Akropol, hipodrom, nimfeum, ruiny świątyń Afrodyty i Herkulesa i arkadę.

Szczególnie warto tu zajrzeć do wnętrza nimfeum z III w. p.n.e., obejrzeć barwną mozaikę Sąd Parysa i walczących gladiatorów, przejść się antyczną, brukową drogą Via Cardo a także - obejrzeć długi portyk z niegdyś 81 kolumnami, z których po ostatnim trzęsieniu ziemi stoi już tylko kilka (przed 2017 r. stało ich 17). Mamy tu też fragmenty term, pozostałości po bazylice.

Po drugiej stronie ulicy Grigoriou odtworzono mały Odeon (teatr na 750 widzów), na którego fragmenty natrafili po trzęsieniu ziemi w 1933 roku. Prowadzi do niego cyprysowa alei.

Z odeonu udajemy się w prawo, w kierunku największej atrakcji starożytnych wykopalisk – Casa Romana, czyli odtworzonego domu rzymskiego z II wieku.

Greccy archeolodzy odrestaurowali rzymską willę za unijną kasę. Mamy okazję przenieść się do starożytnego Rzymu, zobaczyć w jakim luksusie żyli jego najbogatsi obywatele. Trzy dziedzińce z pięknymi mozaikami i ponad trzydzieści pomieszczeń z zachowanymi posągami, amforami i fragmentami term, czyli dzisiejszej "wellness spa". To właśnie w łaźniach Rzymianie spędzali po kilkanaście godzin dziennie na kąpielach w wodach o różnej temperaturze, masażach, grach i oglądaniu artystów.

A tak wyglądała willa rzymska w rzeczywistości.

Wstęp do odeonu i wykopalisk jest bezpłatny, do Casa Romana bilet kosztuje 6 euro (czynne w godz. 8.00 – 20.00, poza poniedziałkami).

Po drugiej stronie ulicy Leof Grigoriou V, znajdują się jeszcze jedno miejsce z ciekawymi wykopaliskami. To ruiny świątyni poświęconej bogowi płodności Dionizosowi oraz królowi Pergamonu, z II w. p.n.e. To tutaj, na trapezowym stole składano ofiary z zwierząt. Swoje zrobiły trzęsienia ziemi a następnie Joannici – wykorzystując płyty świątyni do budowy swojego zamku.

Kos to wyspa nie tylko pięknych zabytków i plaż, ale również kapliczek i kotów.

Kaplice, kapliczki (proskynitária) stanowią nieodzowny element nie tylko religii ale i greckiego krajobrazu, kultury, życia społecznego. Żałobne lub dziękczynne, w zależności od intencji, stawiane są najczęściej przy drodze, zazwyczaj w miejscu, gdzie wydarzyło się coś ważnego, np. wypadek drogowy ze skutkiem śmiertelnym.

Spełniają funkcję naszych przydrożnych krzyży. Można je zobaczyć nie tylko przy drodze, ale również w skale, na prywatnej posesji czy hotelu. Z reguły w środku znajduje się lampka oliwna, cieniutkie świeczki oraz trzy obrazki: Chrystusa, osoby uratowanej lub ofiary oraz jej patrona. Gdy lampka zgaśnie, oliwy dolewa do niej nie tylko najbliższa rodzina, znajomi czy sąsiedzi ale również przechodnie, w tym - turyści. Podobnie jest ze świeczkami. Ja najczęściej natrafiałem na kapliczki koloru biało – niebieskiego, ale są też biało – brązowe czy beżowe.

Do plagi dzikich kotów przyzwyczaiłem się już wcześniej na Krecie, więc ich widok na każdym kroku w Kos nie był dla mnie zaskakującym. Są na każdej ulicy, podwórku czy parkach archeologicznych. Smacznie wylegują się w cieniu zabudowań i wąskich uliczkach. Śpią na schodach, krzesłach, przy wejściu do kościoła. Najwięcej jest ich na starożytnej agorze. Tu mają swoje kuwety i miski z jedzeniem, jakie podrzucają im zarówno miejscowi jak i turyści.

Futrzaki podchodziły do nas podczas obiadu czy kolacji w restauracjach, przyjmując litościwe i proszące pozy o malutki kęs kurczaka czy krewetki. Niektóre koty mają to szczęście, że są przygarniane przez właścicieli lokali. Dostają imiona i porządną opiekę. Szybko stają się "wypasione" i pilnują swojego terytorium przed tymi bezpańskimi, chudszymi, szukającymi pożywienia.


Plaże

Kos bije inne greckie wyspy na głowę, w rankingu pięknych, piaszczystych plaż. No, może dorównać może mu jedynie Kreta. Najbrzydsze na Kos są te miejskie, w stolicy wyspy – wąskie i kamieniste. Im dalej od miasta, w kierunku pobliskiej miejscowości Lambi i Psalidi, tym plaże są szersze i bardziej piaszczyste.

Wstęp na większość wynosi kilka euro, w zamian dostajemy dwa leżaki i parasol, czasami jeszcze stolik lub krzesło z oparciem. Do tego możliwość gry w siatkówkę plażową, natryski, toalety, w tle – lekka, house'owa i chilloutowa muzyka.

My polecamy korzystać z plaż, należących do okolicznych restauracji i barów. Wtedy za wstęp 3-4 euro dostajemy nie tylko komplet leżaków z parasolem, ale i napoje – od soków z wyciskanych owoców, po kawę frappe czy lokalne alkohole. Szczególnie polubiliśmy plażę restauracji Ali Baba Beach w rejonie Lambi, na którą codziennie chodziliśmy z naszego hotelu, pokonując w skwarze około 2 km. Warto było! W cenie mieliśmy jeszcze muzykę z głośników – taką , jaką lubimy - deep house i chill out.

Jeśli jednak nam żwir drażnią stopy i mamy dość omijania kamieni w wodzie, warto na najpiękniejsze plaże na Kos - w Marmari i Tigaki.

Bialutki, mięciutki piasek wspaniale kontrastuje z lazurowym Morzem Egejskim. Tutaj cennik jest często trochę wyższy, ale naprawdę warto! Marmari tak nam się spodobała, że potrafiliśmy przyjechać na nią z Lambi taksówką! Niby 15 km, ale nie pytajcie, ile kosztował rachunek w obie strony. Oczywiście, w euro.

Niestety, komunikacja autobusowa na Kos mocno kuleje. Aby dostać się autobusem z Lambi do Marmari, trzeba jechać autobusem do Kos (autobusy co 40 minut, odległość ok. 2,5 km) a następnie – stamtąd – do Marmari (autobusy co 3 godziny, odległość ok. 14 km). Za dużo czasu, za dużo zachodu. Jak już będziecie w Marmari, polecamy plażę przy restauracji Artemis. Pyszne , greckie jedzenie i drinki!

Gdzie dobrze zjeść?

Przechodząc do gastronomii, podczas tygodniowego pobytu na Kos, staraliśmy się codziennie zawitać do jakiejś greckiej tawerny. Jeśli nawet byliśmy syci po hotelowym obiedzie czy kolacji. Najlepiej w naszym rankingu wypadły dwie – restauracja Sun Rise oraz Fish House. Obie słyną z pysznej greckiej kuchni.

Sun Rise ginie w gąszczu licznych tawern wzdłuż portu Kos. Praktycznie znajduje się na samym końcu alejki Akti Miaouli, prowadzącej od platana Hipokratesa, zamku i siedziby policji do hotelu Albergo Gelsomino. Wybraliśmy ją, skuszeni zapachem smażonych potraw i miłej żony właściciela restauracji – Yannisa. Nie była nachalna, ale zachęciła nas skromnością i uśmiechem. Dania w Sun Rise są ogromne, wybitnie smaczne i pięknie podane. Polecamy krewetki ze spaghetti oraz kalmary. Do tego znakomite tzatziki, gyros, souvlaki czy nawet tak prozaiczny dodatek jak chlebek pita. No i na deser - boskie koktajle owocowe.

Na długo w pamięci zostanie mi ten z świeżo wyciskanych brzoskwiń, podany w ogromnym pucharze. Zajadając się greckimi specjałami w Sun Rise, podziwialiśmy piękne, egejskie widoki na morze i elegancką plażę VIP-ów - przy hotelu Albergo. Pałaszowaliśmy kalmary i krewetki wraz z greckimi dodatkami – sałatką i pitą w asyście przemiłych kociaków. Trzy z nich to własność Yannisa, który na koniec kolacji przedstawił nam je z imienia. Magiczne miejsce!

Drugą restauracją, godną polecenia jest Fish House, przy ul. Riga Fereou, z widokiem na port. To miejsce przyciąga nie tylko smacznym, greckim jadłem, ale i wyglądem. Tu wszystko jest biało - niebieskie. Schody, ściany,czy ceraty na stołach. Do tego piękny, grecki wystrój.

Całość tworzy niezwykły klimat, wymarzony dla instagramowiczów i amatorów pięknych zdjęć. Szczególnie polecamy owoce morze (kalmary, ośmiornice i krewetki) podane z wypieczonymi talarkami ziemniaków, grecką sałatką, jogurtem i pitą.

Wybornie smakuje tu również grillowana pierś czy świeżo złowiona rybka. Serwis jest fantastyczny. Kelnerzy nienachalni, ale troszczący się o klienta. W trakcie posiłku pytali, czy smakuje, czy wszystko jest dobrze doprawione. Po uiszczeniu rachunku otrzymaliśmy pyszny deser gratis – waniliowy pudding z sosem wiśniowym. Innym razem były to kawałki arbuza, kolejnego dnia - drink z ouzo i likierem o smaku melona. To tradycja w greckich tawernach. Warto więc zostawić napiwek.

Polecamy również restauracje Istros i Old River w Lambi, w której jedliśmy ostatniego dnia, Dionysos i Zorbas w stolicy wyspy a także Artemis w Marmari. Na drinka warto wyskoczyć do klimatycznego pubu Irodion Horse i Mylos w Lambi - nadmorskiego klubu z własną plażą, oryginalnym wiatrakiem, w którym oprócz smacznej pizzy z pieca można potańczyć wieczorem na dyskotece w rytm nowoczesnych brzmień house, często w greckiej odmianie. I to wszystko w stylowym, pięknym otoczeniu. Niekoniecznie biało - greckim.


Hotele na każdą kieszeń

My spędzaliśmy wakacje zorganizowane przez biuro podróży, w tradycyjnej formule all inclusive. Lambi okazał się hotelem na miarę naszych oczekiwań. Ale przecież można samemu zorganizować wyjazd na Kos. Wystarczy zapolować na tanie loty (np. strona https://www.fly4free.pl/) i noclegi (booking.com) w jednym z miejskich hoteli. Do wybory - tanie, dwu i trzygwiazdkowe hotele (Angela, Olympia, Triton, Koala) jak i te ekskluzywne, w których za nocleg trzeba słono płacić (Albergo, Kos Aktis Art).

My wybraliśmy Lambi Resort, około 2,5 km od stolicy. Obok naszego można było zobaczyć kapiący luksusem Pelagos. Tutaj nawet najwybredniejsi turyści nie mieli prawa narzekać.

Jeśli dobrnęliście do tej części posta, serdecznie Wam dziękuję. Mam nadzieję, że moja fotorelacja z Kos ułatwi Wam zwiedzanie stolicy tej uroczej wysepki. Ta léme!





33 419 wyświetleń57 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Spodobało się? Zapisz się na moją listę mailingową:

bottom of page